24-latnia Irena została przyjęta do publicznego szpitala, w 37 tygodniu ciąży. Z uwagi na liczne wady rozwojowe płodu miała zalecony, planowany zabieg cesarskiego cięcia. Irena urodziła córkę w stanie ogólnym średnim. Dziecko zmarło 8 miesięcy po porodzie. Podczas zabiegu cesarskiego cięcia doszło do zakażenia bakteryjnego, które następnie wywołało sepsę, a w dalszym ciągu wstrząs septyczny. Bakterie spowodowały zapalenie otrzewnej i jamy macicy. Konieczne były operacje, w konsekwencji których usunięto Irenie narząd rodny. Rana ostatecznie zagoiła się po 4 latach od porodu.

Irena doznała szkody, której przyczyną było zakażenie bakteryjne. Czy szpital odpowie za takie zakażenie?

W praktyce szpitale często żądają, aby pacjent udowodnił w sposób pewny, że źródłem infekcji był szpital. Niemniej jednak, praktyka orzecznicza Sądu Najwyższego wskazuje na to, że nie można wymagać od pacjenta ścisłego wykazania momentu i drogi przedostania się infekcji do organizmu. Wykazanie takiej pewności wiązałoby się dla pacjenta z trudnościami dowodowymi niedającymi się w praktyce przezwyciężyć.

W przedmiotowej sprawie Sąd Apelacyjny w Warszawie, sygnatura I ACa 189/15 stwierdził, że jeżeli kontrola przeprowadzona w szpitalu wskazuje na nieprawidłowości w zakresie zapobiegania zakażeniom szpitalnym, to można uznać za wykazane, że do zakażenia pacjentki doszło z dużą dozą prawdopodobieństwa na skutek zaniedbań w tym szpitalu.

Irena otrzymała zadośćuczynienie w kwocie 600 000 zł. Na rozmiar krzywdy, dającej podstawę do zadośćuczynienia pieniężnego, uznano również wpływ utraty przez kobietę możliwości urodzenia dzieci.